Szef KFH Ildar Sitdikov powiedział Narodowej Agencji Rolnej, że napisał korespondencję do ministra Dmitrija Patruszewa.
W nim rolnik mówi, że od dziesięciu lat uprawia warzywa i jagody, ale teraz biznes stał się nieopłacalny. Sitdikov posiada ponad 30 hektarów ziemi, magazyn wielotemperaturowy i cały niezbędny sprzęt. Oto jak sam rolnik skomentował do agencji ROSNG apel do MOA:
- Z sałatkami mamy problem ze względu na to, że Iran „zalał” nasz rynek swoim importem. W ogóle nie możemy sprzedać naszej sałatki. Taka jest sytuacja w całym kraju. Wszyscy zajmujący się sałatą po prostu orają pola. Nasze straty mierzone są w milionach rubli. Wyobraź sobie, że na moskiewskich rynkach hurtowych już zapakowana irańska sałatka jest sprzedawana po 35 rubli za kilogram, podczas gdy nasza sałatka kosztuje tylko 50 rubli i trzeba ją jeszcze dostarczyć do Moskwy. Nasza sałata jest droższa, ponieważ nasiona są bardzo drogie, plus nawadnianie kroplowe, a my nie używamy herbicydów i nie płacimy podatków. Innym problemem jest polska czarna porzeczka, która pod postacią Chińczyka jest do nas przywożona przez Białoruś. Wszystko jest oczywiste, bo porzeczki w Chinach nie rosną. To dla nas za duża konkurencja. Nikt nas nie wpuści z naszymi towarami do Europy, zwłaszcza do Iranu i Chin. Dlaczego wpuszczamy wszystkich?
Alexander Gavrilenko, założyciel Narodowej Agencji Rolnej:
Oczywiście pojawia się problem kosztów i wsparcia państwa. Pamiętam, jak w 2014 roku rozmawiałem z właścicielem dużego gospodarstwa rolnego, narzekał, że władze proszą go o rozpoczęcie uprawy jabłek, ale nie chciał. „Wyliczyliśmy, że nasze jabłka nigdy nie będą w stanie konkurować kosztem z polskimi owocami uprawianymi i już dostarczonymi do naszej granicy. Embargo na import z Europy może zakończyć się w każdej chwili, a co zrobimy z naszą wielomiliardową inwestycją w nowe ogrody? – spytał inteligentnie biznesmen. W tym przypadku widzimy prawie to samo, a problem ten można rozwiązać tylko poprzez zmiany strukturalne w pomocy państwa.