Rolnicy, których poznaliśmy na Kubie, byli po pięćdziesiątce i dokonali zmian w karierze, takich jak przejście z robotników fabrycznych lub urzędników partii komunistycznej na rolników. Rolnicy działający na rynku bezpośrednim zarabiają jedne z najlepszych pieniędzy we wschodzącej kubańskiej gospodarce rynkowej i wydaje się, że ludzie ciągną do tego z powodów finansowych. Większość ogrodów była wspólnym wysiłkiem, z trzema pełnoetatowymi ogrodnikami.
Bardzo interesujące są relacje między tymi gospodarstwami a rządem kubańskim. Kuba powoli wychodzi z gospodarki centralnie planowanej. Farmy te były jednymi z pierwszych prywatnych przedsiębiorstw dopuszczonych do obrotu w kraju. Ale państwo nadal odgrywa dużą rolę, co hodowcy ogólnie doceniają.
Wyglądało na to, że farmy powstały z indywidualnej inicjatywy, a niewykorzystane działki miejskie oczyszczano w czasie wolnym, podczas gdy hodowcy nadal pracowali gdzie indziej. Kiedy już powstała podstawa, hodowcy otrzymali od państwa swoją początkową infrastrukturę – takie rzeczy jak betonowe podniesione łóżka, gleba do ich wypełnienia (kompostowany nawóz mleczny lub wytłoki z trzciny cukrowej) oraz nawadnianie.
Narzędzia i inny sprzęt nie były dostarczane przez państwo i były bardzo stare. Choć smutne, fajnie było zobaczyć, jak rolnicy improwizują, i zobaczyliśmy kilka fajnych pomysłów.
Kuba wydaje się mieć niezwykle pomocny program rozszerzeń. Wszystkich hodowców, których poznaliśmy, raz w tygodniu odwiedzał agent rolny, który proponował odmiany i dostarczał opryski organiczne. Na marginesie, Kuba dużo zainwestowała w naukę o biopestycydach i bionawozach. Hodowcy docenili otrzymane szczepionki mikrobiologiczne. W zamian za pomoc państwo nakazuje, aby każde gospodarstwo rolne sprzedawało określony procent swoich produktów wyznaczonym konsumentom po cenach poniżej rynkowych: na przykład szpitalom, matkom i szkołom. Prawdopodobnie były inne wymagania, których nie zrozumieliśmy.
Hodowcy na ogół nie przejmowali się mandatami państwowymi, postrzegając je jako uczciwy kompromis za udzieloną pomoc i ogólnie kupując kubańskie społeczeństwo. W niektórych sytuacjach wydawało się, że państwo ustala ceny, jakie rolnik może pobierać na wolnym rynku. Pewien hodowca nie znosił tego i ubolewał nad niewielką ilością, jaką zarobił w ciągu dni spędzonych na słońcu.
Dużo mówi się w Ameryce o tworzeniu bardziej lokalnych systemów żywnościowych, zwłaszcza w miastach z rolnictwem miejskim. Na Kubie bardzo fajnie było zobaczyć taki miejski system świeżych warzyw w mięsie, zrodzony nie z ideałów, ale raczej z konieczności. W każdym ogrodzie widzieliśmy osoby indywidualne, a także hurtownie kupujące produkty; ludzie w wozach na rowerach i osłach napełniali swoje wozy, a potem jeździli po okolicy, sprzedając z zyskiem warzywa. Ten lokalny system produkcji jest również promowany przez brak infrastruktury chłodniczej – warzywa muszą szybko przemieszczać się z pola do klienta w temperaturze 90 ̊ F!
Nie chcę sprawiać wrażenia, że cała żywność na Kubie jest produkowana na małą skalę – słyszeliśmy o dużych, rządowych farmach na wsi, które produkują cukier, fasolę i inne podstawowe produkty konwencjonalnymi metodami, a także warzywa dla turystów. Ale z tego, co widzieliśmy, okoliczne ogrody dostarczają Kubańczykom znaczne ilości świeżych warzyw.
Mam nadzieję, że przekazałem ciekawy obraz tego, co widziałem i słyszałem na Kubie, ale w krótkiej rubryce czuję się nierówny, aby przekazać ogólne ciepło, humor i ciekawość rolników, których spotkaliśmy z moim bratem. Byli dobrymi ludźmi, którzy nie mieli żadnej złośliwości w stosunku do nas jako Amerykanów. Pewien hodowca opowiadał tęsknie o naszych chłodnych północnych porach roku, ubolewając nad upałem, który piecze jego rośliny przez cały rok.
"Masz szczęście. Rolnictwo jest dla ciebie o wiele łatwiejsze w Ameryce” – powiedział. „To tak, jakbyś jeździł na farmę z klimatyzacją”.
— To prawda — powiedziałem mu. „Dopóki klimatyzator nie zamieni się w zamrażarkę w listopadzie”.
Możemy się od siebie wiele nauczyć.
- Sama Hitchcocka Tiltona, felietonista VGN